sobota, 28 września 2013

Moja stajnia customami stoi.

Koleżanki z Model Horse zauważyły, że moja kolekcja mocno zmierza w kierunku customów, czyli koni przerobionych lub przemalowanych. Muszę przyznać, że rzeczywiście szukam figurek ciekawych, niestandardowych i wyróżniających się ciekawą pozą lub malowaniem. Po za tym wybierając dany model kieruję się po prostu własnym gustem oraz sercem. Tak, tak, jedne figurki łapią za serce inne, choć ładne, nie. Sama niestety nie dysponuję talentem artystycznym, dlatego muszę korzystać z umiejętności innych artystów. Do moich ulubionych (i pozostających w zasięgu możliwości finansowych) należą Deborah Brown, Ela Zarzecka czy Linda R. Elkjer. Jestem szczęśliwą posiadaczką kilku figurek wykonanych przez te artystki oraz kilku wykonanych przez innych nie zawsze znanych z nazwiska.
Do najulubieńszych należą:
Deborah Brown
Klacz i źrebię Shire firmy Collecta oraz klacz Strapless firmy Breyer.


Elżbieta Zarzecka
Ogier Marwari Breyera, ogier Hanowerski i ogier Dartmoor Collecty.


Linda R. Elkjer
Breyer stablemate G2 Appaloosa, przerobiony i przemalowany na charakternego Mustanga.


Warmblood, chips Petera Stonea.

Pozostałe customy w mojej kolekcji to:
Ogier Appaloosa firmy Collecta malowany przez Reginę Albrecht


 Ogier Lipizzanner firmy Collecta przemalowany przez osobę o nicku "knufinke".

Ogier Andaluzyjski, chips Petera Stone'a przemalowany przez nieznanego autora. 
Warmblood jumper, stablemate przemalowany przez Shannon Mayfield.


To już chyba wszystkie. Reszta mojej kolekcji to modele tzw. OF czyli fabryczne, które też bardzo lubię i nadal będę kupować. Teraz jednak z niecierpliwością czekam na kolejnego customa.


poniedziałek, 9 września 2013

Pierwsze (i ostatnie?) Safarzaki.

Z ciekawości skusiłam się na trzy figurki firmy Safari ldt.  Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś gorszego, choć rzeczywiście wykonanie, a zwłaszcza malowanie nie rzuca na kolana.
Konie są dość kanciaste, mają malutkie głowy, dość grube nogi, wyglądają jak pomalowane olejną farbą bez cieniowania, a jednak mają sporo uroku.
Niestety, obawiam się, że podobnie jak Schleichy nie zdobędą mojego serca i był to raczej pojedynczy zakup.

Najładniejsza wg mnie jest klacz Haflinger (159405).



Wałach Quarter Horse (153005)





James on Dancing Bells Set (151105) 



niedziela, 8 września 2013

Były sobie chipsy dwa...

Kolejne nowości, które chciałabym pokazać to dwa chipsy Petera Sone'a, z tym że jeden to OF a drugi CM.
Pierwszy to ogier Morgan, jeden z czterech moldów z limitowanej edycji nazywanej "Four Corners".
Kasztanowaty, błyszczący ogier ma na głowie odmianę w kształcie Krzyża Południa (co akurat nie za bardzo mi się podoba). Po za tym figurka jak wszystkie chipsy ma swoje wady ale równocześnie wiele uroku, a ta wyjątkowo dużo tego uroku posiada. 



Czyż ta głowa mimo śmiesznej odmiany nie jest piękna?

Druga figurka to ogier Warmblood, wygładzony i pomalowany przez amerykańską artystkę
Lindę R. Elkjer. Koń otrzymał maść gniadosrokatą tobiano i rasę Hanowerską (ma piętno na lewym udzie). Jest to kolejna perełka w mojej kolekcji, podoba mi się niesamowicie i moim zdaniem nie ustępuje detalami i urokiem nawet traditionalom Breyera.





I jeszcze taka fotka plenerowa.

piątek, 6 września 2013

Ranvir - ciemno gniady ogier Marwari.

Breyerowski model (1495) Marwari autorstwa Brigitte Eberl, w oryginalnym malowaniu nie bardzo mi się podobał. Po za tym wiele osób skarżyło się na bardzo złe i niedokładne wykonanie figurki, dlatego długo zastanawiałam się nad jego zakupem. Jednak kiedy Ela Zarzecka zgodziła się go przemalować przestałam się wahać. Wybrałyśmy dla niego ciemno gniadą maść z dużymi odmianami, która jest moją ulubioną, a dla tego modelu bardzo odpowiednią.Zresztą oceńcie to sami.




Uwierzcie mi na słowo, w naturze jest jeszcze ładniejszy, ale nie może być inaczej, skoro jest dziełem dwóch moich ulubionych artystek. :)
Ogierek jest uchwycony w bardzo pięknej, naturalnej pozie, ma cudnie wyrzeźbioną głowę i pozostałe detale, a żywe spojrzenie powoduje, że wygląda jak prawdziwy.
To z pewnością jeden z moich ulubionych modeli.


czwartek, 5 września 2013

Earl Grey.

Earl Grey to  model Petera Stone'a, produkowany w tym roku na moldzie Santa Fe Morgan autorstwa Kitty Cantrell.
Można powiedzieć, że zakochałam się w tym koniu od pierwszego wejrzenia. Właściwie na stronie producenta szukałam jakiegoś fajnego chipsa, ale kiedy zobaczyłam tego siwka, musiałam go kupić.
Czekałam na niego bardzo długo bo był robiony dopiero po złożeniu zamówienia, ale warto było wykazać się cierpliwością. Po otwarciu paczki oczom moim ukazał się przepiękny, ustawiony w pozie wystawowej, wręcz monumentalny siwy ogier. Pierwsze wrażenie - on jest absolutnie doskonały, cudny, niesamowity... Trzeba przyznać robi wrażenie.
Po dokładniejszym obejrzeniu można się do kilku drobiazgów przyczepić. Na pewno niektóre Breyery są lepiej wyrzeźbione, mają lepsze detale i ciekawsze, dynamiczniejsze pozy, ale np. jeśli chodzi o malowanie, to Earl Grey dorównuje tym najlepszym. Jego delikatne, choć wyraźne jabłuszka to majstersztyk a oczy ma tak żywe jak żaden breyerowski model.



Reasumując, choć ogier kosztował majątek (jeszcze cło mi doliczyli), wart był swojej ceny i jest jedną z perełek w kolekcji.

środa, 4 września 2013

No to się pochwalę... :)

Proszę o wyrozumiałość bo to moje pierwsze "dzieło".
Naoglądałam się w necie dużo zdjęć moherowych koników i postanowiłam też sobie takie cudo zrobić. A co!!
Postanowić łatwo, wykonać duużo trudniej, zwłaszcza jak los poskąpił talentów, ale zdecydowałam się spróbować.
Po wybraniu ofiary, zakupie moheru i wyżebraniu kleju od koleżanki z Model Horse, zabrałam się dziarsko do roboty.
Ofiarą została folblutka Collecty.
Najpierw musiałam ją "ogolić", czyli pozbyć się grzywy a z ogona zostawić tylko rzep. I tu zaczął się pierwszy problem. Po obcięciu grzywy zostało białe miejsce, które było trochę za szerokie. Ech, gdybym umiała malować figurki... Niestety, musiałam jakoś poradzić sobie bez tego. Z ogonem było trochę łatwiej, choć i tu u nasady biały obszar był za duży.
Samo klejenie też nie było takie proste gdyż włosy lepiej się trzymały paluchów niż figurki.
Przy pomocy tego tutorialu http://www.riorondo.com/info/brochures/pdf/HAIRING.PDF , po wielu próbach, w końcu udało się zakończyć pierwszy etap prac, a kobyłka wyglądała tak:
Teraz przyszła pora na strzyżenie i modelowanie. Ze strzyżeniem jakoś poszło, choć każdy fryzjer padł by ze śmiechu zobaczywszy moje nożyczki.
Do modelowania potrzebna była pianka bądź żel bez alkoholu. Tylko dlaczego na tych produktach składy są napisane takimi maleńkimi literkami???
W końcu się udało i mój wymarzony włochaty konik był gotowy.
Oczywiście nie jest idealny, może go nawet kiedyś poprawię, ale jak na pierwszy raz wg mnie może być. Stoi sobie w witrynce za szkłem i z daleka nawet mi się podoba.













wtorek, 3 września 2013

Susecion i Le Fire.

Od dawna marzył mi się ten zestaw, niestety ceny powalały więc nie spodziewałam się, że tak szybko stanę się szczęśliwą posiadaczką.
Najpierw trafiła się Susecion. Ta piękna alabastrowo biała klacz wyrzeźbiona przez Kathleen Moody, przedstawiona jest jako świeżo upieczona mama. Zapadnięty grzbiet, obwisły brzuch i nabrzmiałe od mleka wymiona świetnie oddają ten stan. No i to spojrzenie... Trochę zmęczone ale z jaką dumą i miłością patrzące na synka.


No właśnie, synka... Niestety początkowo udało mi się nabyć tylko kobyłkę, a ponieważ kupno Le Fire wydawało  się nie do zrealizowania (nawet nie z powodu ceny ale braku ofert), postanowiłam rozejrzeć się za jakąś końską sierotką. Tak wpadł mi w ręce model Ashley, tej samej autorki.

Źrebak jest sporo starszy od Le Firka, ale jak widać Susecion troskliwie się nim zajęła.
I choć koniska fajnie razem wyglądały, do pełni szczęścia brakowało nam jednak małego oseska.
Okazja trafiła się bardzo szybko. Dzięki informacji kolegi z Modelhorse.czo udało się sprowadzić wymarzony model.
Cóż mogę o nim powiedzieć? Jest po prostu uroczy jak każde dziecko.