sobota, 26 października 2013

Patagonia Polo Pony

Miałam nie kupować już figurek autorstwa Chrisa Hessa, ale ta była moim marzeniem od dawna. Tylko, że o ile sama jej sylwetka  bardzo mi się podobała, o tyle szczegóły koni OF już nie bardzo. Wpadł mi w oko w zasadzie tylko jeden model, niestety produkowany jako edycja specjalna na Breyerfest w 2008 roku w ilości 1250 egzemplarzy. Wydawało się, że zdobycie go graniczy z cudem. 
I oto, cud się wydarzył i właśnie przyleciała do mnie wymarzona, Patagonia Polo Pony (711038).




Pierwsze wrażenie po wyjęciu z pudełka - jaka ona duża... To mój pierwszy Breyer w skali classic i nie wiem dlaczego myślałam, że będzie wielkości żywicznego Totilasa, a to on wygląda przy niej jak kucyk. 
Drugie co od razu rzuca się w oczy, to przepiękna poza, niezwykle dynamiczna i świetnie oddająca galop konia w czasie meczu polo. Niestety trochę psuje efekt ten kawałek plastiku pod lewym kopytem, który niezupełnie chowa się w podstawkę. Zastanawiam się nawet, czy czegoś z tym nie zrobić.
Inną rzeczą, która  mi nie leży jest maść. Właściwie trudno ją określić. Na "Identify Your Breyer" napisano gniada, ale wg mnie bardziej pasuje myszata ewentualnie jakaś odmiana jeleniej. W każdym razie, ja takiej barwy konia na żywo nigdy nie widziałam. Zdjęcia nie oddają niestety prawdziwego koloru, który jest taki bury, lekko wpadający w zielonkawy. Muszę przyznać, że bardzo poważnie rozważam przemalowanie tej figurki a może nawet dodanie jej rozwianej grzywy i ogona z mohairu. Na pewno na to zasługuje i pewnie dużo zyska w jakiejś ładnej maści.
Po za maścią malowanie jest bardzo dobre. Fajne jest cieniowanie czy przejścia przy odmianach oraz błyszczące oczy z zaznaczonymi białkami. 
Bardzo zdziwiła mnie też zgrabna głowa kobyłki bo moim zdaniem Hess ma kłopot z tą częścią końskiej anatomii i właśnie głowy najbardziej mi przeszkadzają w jego figurkach.
Dla szczególarzy muszę dodać, że klacz nie ma wyrzeźbionych strzałek ani zaznaczonych kasztanów. Na pewno trochę to przeszkadza, ale przecież jest to dość stary mold więc nie wymagajmy zbyt wiele. 
Jedno jest pewne, Patagonia warta jest zakupu i pięknie prezentuje się na półce, a ja teraz myślę skąd wziąć rozmazane tło dobrze oddające dynamikę jej ruchu.

niedziela, 20 października 2013

Mustang z Wildwood Studio. Sprzedany - nie pasował do kolekcji.

Najnowszym moim nabytkiem jest nieco przerobiony Mustang firmy Breyer.
Jest to mold autorstwa Chrisa Hessa, który produkowany był w latach 1961-2010. Mój to prawdopodobnie model z 1999 r. Dun Mustang Stalion o numerze 413399. 
Zmiany dokonane przez Beverly Morgan z Wildwood Studio, polegały na przedłużeniu grzywy, grzywki i ogona, wyrzeźbieniu od nowa kopyt i uszu. Ponadto nieznacznie została poprawiona pierś i ogólny zarys tułowia oraz nie wiem czy dodane, czy tylko poprawione atrybuty męskości. Koń otrzymał maść bułaną z jabłuszkami, pręgą na grzbiecie oraz prążkami na nogach. Na brzuchu jest podpis B.Morgan oraz rok 2013.

Jeśli chodzi o wrażenia, to są różne. Z jednej strony fajna, ciekawa poza, dość dobre malowanie (choć jabłuszka mogły by być lepiej dopracowane), ładna, bardzo naturalna maść ze świetnym cieniowaniem. 
Mogłabym się tylko troszkę przyczepić do oczu, bo choć są żywe i mają piękną bursztynową barwę, to brakuje im trochę wyrazu. Koń patrzy gdzieś tępo w dal zamiast zerkać na to, czego się przestraszył. 
W ogóle głowa jest jego najsłabszą stroną, ale to u Hessa chyba normalne. Jeszcze z boku wygląda dobrze, ale z przodu... katastrofa. Jest jakaś taka za szeroka, nie końska. 
A teraz pora na porcję zdjęć.









Choć nie lubię moldów Hessa i choć ten jest stary i nie najlepszy (OF-a nigdy bym nie kupiła), to muszę uczciwie przyznać, że konisko mi się podoba. Im dłużej na niego patrzę tym bardziej mnie do siebie przekonuje. Moim zdaniem rzeczywiście wygląda jak dziki, wolny koń i to jest jego duży atut. 
Mam już nawet pomysł na dioramę z nim w roli głównej, ale zanim zdobędę wszystkie potrzebne mi materiały, to taka jedna fotka z tłem (niezupełnie pasującym, ale tłem ;) ).




wtorek, 8 października 2013

Tanga Lady - błękitnooka piękność.

Nareszcie jest. Właśnie dotarła do mnie tajemnicza figurka, zapowiadana w poprzednim poście.
Przedstawia ona błękitnooką klacz Paint Horse, maści gniado-srokatej z rzadkim wzorem o nazwie "Medicine Hat". Jest to łata na głowie obejmująca uszy i czoło i przypominająca kapelusz.
Figurka pochodzi ze studia Meg Walker Oryginals ( http://www.megwalker-originals.com/ ), wykonana jest z chińskiej ceramiki w skali traditional ( 8''). Malowanie jest oryginalne, jedyne w swoim rodzaju (OOAK) co zostało potwierdzone stosownym certyfikatem, podpisanym przez autorkę. Klacz otrzymała imię Tanga Lady i została wpisana do specjalnego rejestru. Ale dość gadania, oto ona.


Czyż nie jest słodka?

Muszę przyznać, ze jestem pod jej wielkim urokiem.
Tak wiem, jeśli chodzi o budowę to nie jest tak szczegółowa jak np. Breyery ale myślę, że jest to spowodowane materiałem z jakiego jest zrobiona. Może się nie znam, wydaje mi się jednak, że trudno jest w glazurowanej ceramice wyrzeźbić dokładnie ścięgna czy mięśnie. Na pewno ogólne wrażenie jest bardzo dobre,  klacz ma zachowane proporcje i dobrze zaznaczone cechy rasowe.
Jestem prze szczęśliwa, że udało mi się ją kupić.