piątek, 25 grudnia 2015

Tosia - osiołek firmy Leonardo.

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia oraz wiele szczęścia w nadchodzącym nowym, 2016 roku, życzę wszystkim miłośnikom modeli, końskich i nie tylko. 


A nawiązując do życzeń, pojawił się niedawno u mnie model właśnie nie koński choć koniowaty. Szukając na aukcjach modelu psa trafiłam na tego przesympatycznego osiołka a właściwie chyba ośliczkę. 
Jest to figurka wyprodukowana w 2008 roku przez brytyjską firmę Leonardo w serii Country Life.  Wykonana jest chyba z jakiejś żywicy, w każdym razie na pewno nie jest to plastik. Jeśli chodzi o detale to próżno szukać żyłek, kasztanów czy strzałek, ale starannie wyrzeźbiona sierść sugeruje, że ośliczka jest dość kudłata więc brak wymienionych rzeczy wcale nie przeszkadza. 


Trochę trudno określić czy model jest w skali traditional czy może classic (do czubka uszu mierzy 14 cm.) ale ponieważ w naturze wielkość osłów jest bardzo różnorodna więc można przyjąć, że Tosia jest albo osłem miniaturowym w skali trad. albo sporym w skali classic. 
Tak wygląda w porównaniu z Walentyną.
A tak z lalką w skali trad. 

Troszkę smutne i jednolite jest malowanie. Myślę, że gdyby dodać jej troszkę koloru i lepiej pocieniować byłaby naprawdę świetnym modelem przedstawiającym ten gatunek. Może kiedyś się pokuszę o nową skórkę dla niej.  
Na razie ćwiczę sztukę malowania pastelami na jednym z chipsów P. Stone'a. Niestety, marnie mi idzie. Nie wiem co robię źle, ale farby malują jak chcą, zupełnie nie licząc się z moim zdaniem. W jednym miejscu nie łapią wcale, w innym za mocno więc koń pocieniował się sam nie tak jak chciałam. A niech tam, pierwsze koty za płoty i tak będzie lepszy niż był, bo był czerwony. Oczywiście o ile się odważę wziąć za pomalowanie grzywy, ogona i nóg. 




sobota, 21 listopada 2015

Charcica Flora.

Tak trudno jest znaleźć pięknie, realistycznie wyrzeźbionych towarzyszy dla naszych końskich figurek, szczególnie w skali 1:9. Tym większa jest moja radość ze zdobycia tego przepięknego psiego egzemplarza.


Skalę udało się dopasować tylko dlatego, że przedstawia ona Whippeta, który u mnie będzie swoim większym kuzynem - Greyhoundem.
W figurce zakochałam się od kiedy ujrzałam ją na zdjęciach koleżanki z forum Model Horse Polska i chyba zrządzeniem losu, wkrótce pojawiła się na Ebay. Nie mogłam przepuścić takiej okazji. Udało się i teraz mogę się cieszyć moją słodką charcicą - Florą.

Jest to model o numerze A9147, wyprodukowany w 2008 r. dla  Border Fine Art Studio (kolekcja "Dogs & Pups Galore") przedstawiający stojącego Whippeta.
Figurka wykonana jest z żywicy i zaskakuje dokładnością rzeźby ale również malowania.
Ilość detali i dopracowanie szczegółów są naprawdę imponujące. Pięknie zaznaczone są mięśnie, ale również ścięgna a nawet żyłki.


Bardzo realistycznie wykonane są takie szczegóły jak łapy, z zaznaczonymi pazurami czy uszy, które nawet kolor w środku mają świetnie oddany i dam sobie głowę uciąć, że widać w nich malutkie żyłki. 



Suczka, której dałam na imię Flora ma piękną, jasno - rudo - płową sierść, co dla mnie też jest atutem bo uwielbiam takie kolory. Włos jest lekko zaznaczony również fakturowo, a na szyi pięknie się układa w lekki kołnierz. 

Jeśli chodzi o wielkość to moim zdaniem jest idealna, jeśli ma przedstawiać dużego greyhounda. 
W zestawieniu z achałtekińcem wygląda tak:

A z Basią tak:





Reasumując, jestem bardzo, bardzo szczęśliwa, że Flora znalazła się w mojej kolekcji, a że uwielbiam takie chudzielce więc dołączyła do moich ulubieńców. 






sobota, 3 października 2015

Helios - złoty polski kasztan.


Kolejną wspaniałą figurką, która dołączyła do mojej kolekcji jest Perkoz - ogier wielkopolski wyrzeźbiony i pomalowany przez Annę Dobrowolską-Oczko. Koń jest w skali LB, ale choć jest niewielkich rozmiarów, urodą i szczegółami rzeźby wcale nie odbiega od większych pobratymców. 
Szczególne słowa uznania należą się Ani za wspaniale zrobioną grzywę i ogon. Są one bardzo prawdziwe, lekkie i nie przytłaczają figurki jak to zdarza się często u innych artystów. Koń ma piękną, ciepłą, złoto-kasztanowatą maść, która od razu przywodzi mi na myśl dwie rasy należące do moich ulubionych czyli konia dońskiego i budionnowskiego. Przyznam, że chodzi mi po głowie zmiana rasy mojego egzemplarza na którąś z nich. Na razie oglądam zdjęcia i porównuję ale ciągle się waham. 

Model wydany jest w wersji limitowanej i każdy egzemplarz otrzymuje przepiękny certyfikat z numerem kopii i podpisem autorki.  Jest on sam w sobie małym dziełem sztuki i bardzo miłym dodatkiem. 


Po przyjeździe Helios z miejsca zaprzyjaźnił się z Anisą, chyba wyczuł, że są "Ziomalami". Wg mnie ślicznie razem wyglądają. 
Kończąc muszę stwierdzić, że coraz bardziej przekonuję się do tej skali i myślę, że jeszcze niejedna AR-ka w tym rozmiarze zawita na moich półkach. 



środa, 19 sierpnia 2015

Niespodziewany przybysz.

Zainspirowana pięknymi zdjęciami z bloga Capricorn Meadow, postanowiłam zaryzykować i kupić wybrakowaną figurkę artist resin autorstwa Brigitte Eberl, przedstawiającą arabską klacz Salome.
Nie zawiodłam się. Figurka choć ma trochę wad, warta jest zakupu.
Przede wszystkim rzuca się w oczy bardzo fajna, dynamiczna poza, która aż prosi się o wykorzystanie w różnych scenkach. Mnie kojarzy się z pokazami i na pewno spróbuję zrobić jej jakieś fajne arabskie prezenterki.
Maść klaczki nie jest moją ulubioną, a wręcz przeciwnie, ale na razie będzie musiała zostać taka jaka jest, choć malowanie jest nienajlepsze, takie porównywalne z breyerowskim. Może kiedyś pokuszę się o przemalowanie jej na mleczno-siwą, a może nawet ją zmoheruję bo potencjał jest.
Odlew też najgorszy nie jest ale trochę poprawek wymagałby gdybym ją przerabiała. W każdym razie jakichś rażących niedoróbek nie zauważyłam i na półce Salome prezentuje się pięknie.





 Salome ma przepiękną, moim zdaniem bardzo typową głowę. Szkoda, że tak fatalnie pomalowano jej oczy. Z pięknym, ciemnym, dużym, arabskim okiem, byłaby cudowna.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Po prostu Tereska.

Do mojej kolekcji dołączyła właśnie kolejna AR-ka, przedstawiająca tym razem przeciwieństwo achałtekińców, czyli klacz zimnokrwistą. Jest to model Therese, autorstwa Brigitte Eberl, pomalowany przez MetalfishArt.

Jak przystało na "zimnioka" jest bardzo ciężka i wbrew temu co myślałam patrząc na zdjęcia, kawał z niej kobyłki.
Co do rzeźby to nie jest to figurka rewelacyjna i po mojej ulubionej autorce spodziewałam się czegoś więcej. Brakuje mi przede wszystkim tego, co jest kwintesencją tego typu koni a mianowicie tych wszystkich zmarszczek i fałdek, a także innych detali (np. żyłek). Dodatkowo poza Tereski jest tak bardzo statyczna, że nie mogłaby być już bardziej. Żeby choć głowę lekko odwróciła albo uchem zastrzygła, a tu nic. Wygląda jakby zdrzemnęła się lekko, odpoczywając po pracy. Nawet jej spojrzenie wyraża senność i lekkie znudzenie.

O dziwo, klacz jednak skradła moje serce i na pewno pozostanie w kolekcji jako jedna z ulubionych. A wszystko to za sprawą genialnego malowania. Maść jest bardzo dobrze odwzorowana, ze świetnie dobranym odcieniem, rewelacyjnym cieniowaniem i cudownymi jabłuszkami tu i tam.
Tak pięknego gniadego konia w postaci figurki jeszcze moje oczy nie widziały. Tereska na półce wygląda po prostu jak żywa.

Zdjęcie na razie takie marne, bo zepsuł mi się obiektyw, ale obiecuję, że wstawię nowe bo warto klaczkę pokazać z jak najlepszej strony.








niedziela, 5 lipca 2015

Yatagan mój wymarzony achałtekiński ogier.

"O mój wymarzony, o mój wytęskniony..." - tak śpiewała kiedyś Ewa Demarczyk. Te słowa jak ulał pasują do mojego nowego modelu.




Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Wypatrzyłam niepomalowaną wersję dawno temu na MH$P ale od tego momentu do chwili, gdy mogłam wziąć go w ręce upłynęło dużo czasu, a na początku także i nerwów, bo nie wiedziałam czy w ogóle uda mi się go zdobyć.

Model ten to Jadakiss, ogier rasy achałtekińskiej, pierwsza rzeźba niezwykle utalentowanej, rosyjskiej artystki Katii Elp. Moim zdaniem koń jest bardzo realistyczny i świetnie oddaje charakter rasy, którą przedstawia. Ma piękne długie linie, suchą ale nie chudą sylwetkę i bardzo wyrazistą głowę. Jest bogaty w detale z żyłkami i zmarszczkami tu i tam włącznie, pokazany w ciekawej, rzadko spotykanej wśród modeli pozie.



Śliczna siwa, lekko hreczkowata maść jest dziełem polskiej artystki, Eli Zarzeckiej (MetalfishArt). Patrząc na konia w realu, ma się wrażenie, że widać sierść i czuć płynącą pod skórą krew. Krótko mówiąc Yatagan wygląda jak żywy. Dodatkowo potęgują to wrażenie bardzo dopracowane detale. Kopyta i oczy to istny majstersztyk.


Mój Yatagan jest spełnieniem modelowych marzeń i bez wątpienia ozdobą całej kolekcji. Uwielbiam go i nie przestaję podziwiać.





niedziela, 29 marca 2015

Czekając na AR-ki.

Czekając na przybycie wymarzonych i upragnionych żywiczek, postanowiłam powiększyć nieco stadko figurek Collecty.
Najpierw trafiłam na stoisko tej firmy w pobliskim Rossmannie i zakupiłam ogiera fiordzkiego maści bułanej.


Myślę, że wszyscy dobrze znają ten model, więc nie ma co się za bardzo rozpisywać. Moim zdaniem jest to całkiem udany przedstawiciel rasy. 
Nie wiem na czym to polega, ale na wszystkich fotach, które widziałam, bardziej podobał mi się myszaty więc jak pojawiła się okazja, dokupiłam i tą wersję.

Przy kolejnej dostawie towaru trafił się jeszcze ten maluch. 

Źrebolek, jak każdy maluch, ma dużo uroku i muszę powiedzieć, że bardzo go lubię. Problem jest taki, że nie ma mamy za to ma dwóch tatusiów. :)

Jemu zdaje się to wcale nie przeszkadzać więc mi również. 

Razem z małym Fiordzikiem kupiłam jeszcze źrebaka Haflingera. Ten też jest niesamowitym słodziakiem a nogi to ma dłuuugie... do samej ziemi.


To jeszcze nie koniec. Zapomniałabym o klaczce kucyka szetlandzkigo. Wybrałam sobie maść kasztanowatą ale nie wiem czy dobrze zrobiłam. Kolor nie wydaje mi się zbyt naturalny a po za tym jest to maść , za którą delikatnie mówiąc nie przepadam. No nic, może kiedyś zostanie przemalowana. Po za pozą, która również dziwnie wygląda bo kopytka w tej fazie galopu nie powinny dotykać podłoża, całość mi się podoba a klaczka pasuje do collectowego stadka.

I to by było właściwie na tyle ale... nie mogłam się oprzeć jeszcze jednej figurce.
Wprawdzie do niczego mi nie pasuje bo skala jest jakaś dziwna, ale spodobała mi się tak bardzo, że nie mogłam sobie odmówić jej zakupu.
Oto suczka bulteriera, również firmy Collecta.


Czyż nie jest słodka?  Mnie zaczarowała swoją minką. 








sobota, 28 marca 2015

Mister Fred - muł, który się uśmiecha.

Oj dawno mnie tu nie było, ale właściwie nie było o czym pisać. Kolekcja za bardzo się nie powiększa ponieważ postanowiłam postawić na jakość a nie ilość. Niestety jakość kosztuje, więc figurek przybywa dużo mniej.
Najnowszym modelem jest muł autorstwa Yvonne Stevens o wdzięcznym imieniu Mister, który u mnie otrzymał imię Mr Fred.
Pierwsze co mnie urzekło gdy go zobaczyłam to jego "uśmiech". To pierwsza moja figurka pokazująca garnitur zębów.



Jak na model Artist Resin nie ma on może zbyt dużo detali ale nadrabia osobowością. ;)  Początkowo planowałam nawet odsprzedanie go, ale świetne malowanie Dark Pegasus Studio zdecydowało o pozostawieniu Freda w kolekcji.
Jego dość krępa budowa oraz maść wskazują, że matką była klacz zimnokrwista, a dokładniej klacz belgijska.




Obawiam się jednak, że oprócz genów zimnokrwistej mamy Pan Fred jadł zdecydowanie za dużo owsa i stąd te wszechobecne krągłości. ;)
Ja jednak bardzo polubiłam tego przesympatycznego zwierzaka za jego pogodne usposobienie ale też spokojny, taki trochę brytyjski charakter.




Muł jest pierwszą z trzech AR-ek, na które czekam. Będzie jeszcze klacz zimnokrwista autorstwa Brigitte Eberl, oraz najbardziej wyczekiwany ogier kochanej przeze mnie achałtekińskiej rasy autorstwa Ekateriny Elp.