niedziela, 25 grudnia 2016

Kilka psowatych nowości.

Równoległa kolekcja psów i psowatych, choć wolniej niż końska, bo jednak jest tylko dodatkiem, to jednak również się rozwija. Ostatnimi czasy przybyło kilka egzemplarzy więc wypadało by je przedstawić.
Pierwszy pojawił się on:


Sprzedawca napisał, że to czekoladowy labrador ale mnie się wydaje, że jednak przypomina wyżła. Labradory są chyba bardziej przysadziste i krępe. Również kolor nie jest typowo czekoladowy.  Dla mnie będzie wyżłem.                                                                                                         Nie wiem jakiej jest firmy. Na zadku ma sygnaturkę FC i rok 2002. Pod względem rzeźby jest na całkiem porządnym poziomie. Najlepsza jest głowa, szyja i kryza, najgorsze łapy. Malowanie też mogło by być lepsze ale widywałam gorsze więc się nie czepiam. Ogólnie psiak prezentuje się całkiem fajnie a ja uwielbiam zwłaszcza jego bursztynowe oczy, wątrobiany nochal i różowe fafle. 

Następny jest siedzący greyhound firmy Leonardo. 


Ten biedaczek miał pecha bo przyjechał ze złamaną łapką. Nie jest to na pewno jakaś wybitna figurka, ale swój urok ma.  Przede wszystkim zarzuciłabym jej to, że nie oddaje charakteru rasy. Pies wygląda na z lekka wystraszonego szczeniaka a nie bądź co bądź skutecznego myśliwego lub sportowca. Trochę nie tak widzę charty. Rzeźba i malowanie na podobnym poziomie co wyżeł więc psiaki z miejsca się zaprzyjaźniły. 

Ostatnim jak na razie psem na psiej półce jest (MS07101) Basset hound firmy Sandicast. 



Figurka kupiona żeby sprawdzić firmę. Wnioski są takie, że na pewno nie jest to typowy basset, może być lekko w typie ale nie przedstawiciel, a właściwie przedstawicielka tej rasy.  Rzeźbą i malowaniem piesek nie odbiega od np. Leonardo. Nie jest to mistrzostwo świata ale ujdzie. Za to oczy są genialne. Nie wiem jak oni to zrobili ale mają tę głębię co prawdziwe, a dodatkowo przechylając figurkę ma się wrażenie, że wodzi tymi oczami za nami. Szkoda, że nie widać tego na zdjęciach. 
Prawda, że niesamowity z niej słodziak? 

Ostatni model to już nie pies ale prawdziwy wilk stepowy wyprodukowany przez firmę Mr.Z w skali 1/6.  

Dostępne są 4 odmiany barwne od prawie czysto białego do prawie czarnego. Ja wybrałam wersję pośrednią, najbardziej zbliżoną do naszego polskiego wilka europejskiego. 
Po za drobniutkimi mankamentami, figurka jest naprawdę wysokiej klasy, najlepsza jaką kiedykolwiek widziałam. Prawda, że basior jest troszkę za mocno spasiony i nawet zrzucając winę na bogatą zimową szatę, trudno byłoby w Polsce spotkać tak grubego przedstawiciela tego gatunku.  Również malowanie mogło by być ciut lepsze ale może po prostu trafił mi się taki egzemplarz, bo na fotkach, które oglądałam w necie było dużo lepsze.
Fajnie wyrzeźbiona jest sierść, która rzeczywiście sprawia wrażenie bardzo puchatej, cudna jest głowa z niesamowitym, przenikliwym wilczym spojrzeniem i fajna poza obserwującego coś z zaciekawieniem drapieżnika.  Troszkę lepsze mogły być nogi a zwłaszcza stopy ale one często są schowane w trawie lub śniegu więc nie jest to taki duży kłopot. Mogę z czystym sumieniem polecić tą figurkę wszystkim miłośnikom wilków bo lepszej na pewno nie znajdziecie. 





O'Leary's Irish Diamond - udane polowanie.

Polowałam na niego od prawie trzech lat, może niezbyt intensywnie ale konsekwentnie. Owszem, pojawiał się na aukcjach od czasu do czasu (choć rzadko), ale ceny były bardzo wysokie.

(1277) O'Leary's Irish Diamond, bo o nim mowa był produkowany w latach 2009-2012 na moldzie Cleveland Bay autorstwa Karen Y. Gerhardt i jest portretem konia o tym samym imieniu.

Model nie jest może idealny i szczerze przyznaję, że podoba mi się właściwie tylko w tej wersji. Troszkę toporna głowa z długaśnymi uszami i niezbyt ładną częścią, w której łączy się z szyją, tu jest świetnie zamaskowana poprzez dodanie grzywy i grzywki. Również siwa maść i mały kontrast między włosem a szyją daje dobry efekt. W przypadku najnowszego, kasztanowatego Irish Draughta to już tak dobrze nie wygląda, choć zdecydowanie grzywa dodaje mu urody. 

Na pewno ogromnym atutem rzeźby jest piękny, swobodny i bardzo dynamiczny kłus, w którym koń jest ukazany. Patrząc na niego rzeczywiście ma się wrażenie, że się porusza. Po za tym nie wiem jakim cudem, ale autorka stworzyła model, który wygląda dobrze zarówno pod siodłem jak i w zaprzęgu ale jednocześnie pasuje do konia biegnącego sobie swobodnie po łące. Daje to bardzo dużo możliwości miłośnikom fotografowania różnych scenek z modelami w roli głównej. 


O'Learys wygląda na takich fotkach bardzo naturalnie. 
Kolejnym plusem figurki jest wg mnie bardzo dobre odwzorowanie rasy czyli Irlandzkiego konia gorącokrwistego (Irish Draught).  Konia dużego, dość masywnego, który z jednej strony wydaje się być trochę misiowaty i flegmatyczny ale z drugiej emanuje z niego jakaś wewnętrzna siła i sprawność konia sportowego.  Miałam przyjemność jeździć kiedyś na podobnym koniu choć nie tej rasy i wspomnienia te, bardzo miłe powodują, że moje serce jeszcze mocniej bije dla tego modelu. 
Nie mogę nie wspomnieć jeszcze o malowaniu bo i ono, zwłaszcza jak na figurkę OF jest naprawdę dobre. Maść jest piękna, bardzo realistyczna z przyjemnymi dla oka delikatnymi jabłuszkami i nawet kopyta są zrobione dobrze. Mają naturalny kolor jasnego rogu z ciemniejszymi paseczkami a nie są żółte jak w późniejszych modelach firmy Breyer. 

Odkąd zaczęłam na poważnie zbierać końskie figurki, bardzo chciałam zdobyć ten model do swojej kolekcji. Trwało to długo ale warto było czekać. Jak widać cierpliwość, główna cecha każdego kolekcjonera, popłaca i mogę się nareszcie cieszyć, że kłusuje teraz po moich półkach. 
Z okazji zbliżającego się nowego, 2017 roku, życzę wszystkim kolekcjonerom tak udanych "polowań" i wymarzonych modeli.