Syringę zobaczyłam kiedyś na jakiejś aukcji, była kara i zwróciła moją uwagę. Zajrzałam na stronę Lynn A. Fraley, autorki rzeźby, obejrzałam zdjęcia i wpadłam jak śliwka w kompot. Musiałam ją mieć. Niestety, kiedy ja się zastanawiałam ktoś sprzątnął mi ją z przed nosa więc musiałam czatować na inną okazję. Na szczęście ta pojawiła się dość szybko. Nie dość, że klacz miała jedną z moich ulubionych maści, to jeszcze sprzedawana była blisko bo w Niemczech. Czyż to nie było przeznaczenie? Tym razem nie ociągałam się z podjęciem decyzji i oto jest - moja własna końska emerytka - Syringa.
Wg opisu autorki rzeźby, nie przedstawia ona żadnej konkretnej rasy. Ot po prostu koń wierzchowy. Szczerze mówiąc ja również nie myślałam żeby wtłoczyć ją w ramy jakiejś znanej mi końskiej rasy. Dla mnie może być nawet NN. Jedno jest pewne, ta klacz będzie na mojej półce spędzać swoją zasłużoną emeryturę, bo patrząc na nią widzę profesorkę, która z ogromną cierpliwością i wyrozumiałością, przez lata, wykształciła całą rzeszę adeptów sztuki jeździeckiej.
Jak już zaznaczyłam na wstępie, autorką rzeźby jest Lynn A. Fraley. Nie znałam wcześniej jej prac i nie wszystkie są w moim guście ale Syringa jest wg mnie genialna. Klacz jest dość drobna ale niesamowicie proporcjonalna i bardzo żeńska. Jej starszy wiek sugeruje właściwie tylko przepięknie wyrzeźbiona, sucha głowa z opadniętą lekko dolną wargą i zmęczonym spojrzeniem wyrazistych oczu. To właśnie ta pełna detali głowa osadzona na równie pięknej szyi zrobiła na mnie największe wrażenie wzbudzając jednocześnie pełne czułości uczucia.
Cała sylwetka klaczy również wyrzeźbiona jest z wielką dbałością o szczegóły więc nie brakuje strzałek, kasztanów a nawet małych wymionek.
Bardzo fajnie wyrzeźbiony jest ogon a nieco gorzej grzywa, która troszkę odstaje od całej reszty.
Piękną rzeźbę podkreśla niesamowicie realistyczne malowanie i cieniowanie wykonane przez Anję Shmidt. Przydymienia dają wrażenie prawdziwej sierści sprawiając, że figurka wygląda jak żywa.
Zapomniałam jeszcze dodać, że Syringa jest malutka. W opisie podano,ze to skala traditional ale mam wrażenie, że bliżej jej do skali classic. Nie jest to jednak żaden problem bo chociaż może trudno znaleźć jej towarzystwo do zdjęć to jednak mimo małego wzrostu bardzo przyciąga wzrok.
Dla porównania zdjęcia z Marwari i GG Valentine firmy Breyer.
Piękny model,piękna maść,cudo samo w sobie.Naprawdę model mnie zachwycił i szczerze żałuję,że mam tak ograniczone fundusze na kupno jakiegokolwiek modelu.Ta mądrość i spokój bijąca z oczu i w sumie sylwetki Syringi są jak dla mnie wręcz hipnotyzujące...
OdpowiedzUsuńGratuluję tak cudnego modelu w kolekcji :)
Pozdrawiam!
http://greenhillstableproduction.blogspot.com/
Gratuluję modelu! Po samym tytule nie spodziewałam się zbyt wiele, ale gdy zjechałam na dół...wpadłam w zachwyt! Takiego modelu szczerze powiedziawszy jeszcze nie widziałam - rzeźba jest fenomenalna, artystka uchwyciła niemal każdy mięsień, żyłkę - taki model to zdecydowanie unikat w kolekcji. Jeśli chodzi o maść, też jestem pod niemałym wrażeniem - klacz idealnie się w niej "odnajduje". Cóż, tylko pozazdrościć. Tak jak Emilia pisała wyżej - żałuję, że nie mam funduszy na kupno modelu. Gdybym miała, zapewne model niezwłocznie znalazł się na mojej wishliście, później na półce.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na n/n.
Pozdrawiam,
Paulina M.