niedziela, 31 sierpnia 2014

Anisa - zjawiskowa klacz arabska

Niedawno do mojego figurkowego stadka dołączyła kolejna AR-ka. Tym razem jest to ciężarna klacz arabska w skali 1:20, która w całości (tzn i rzeźba i malowanie) jest dziełem Anny Dobrowolskiej Oczko.


Klaczka otrzymała imię Anisa, co po arabsku znaczy przyjacielska, dobra towarzyszka. Wystarczy na nią spojrzeć, żeby zobaczyć jak bardzo pasują do niej te określenia.  Spokój i jakaś taka ogólna łagodność to cechy, które od razu rzucają się w oczy. 
Nie jestem może wybitnym znawcą tej rasy, ba do niedawna nie byłam nawet jej wielbicielką, ale wydaje mi się, że artystka bardzo dobrze oddała wygląd polskiego typu araba. Podoba mi się zwłaszcza głowa, o pięknym, charakterystycznym, choć nie przerysowanym jak u większości modeli, profilu. Również budowa, drobna ale mocna i zwarta odpowiada mojemu wyobrażeniu tej rasy. Największy plus ode mnie, autorka dostaje jednak za grzywę i ogon, bo jest to pierwsza figurka przedstawiająca araba, której te elementy nie przytłaczają i wyglądają niezmiernie autentycznie i naturalnie. 
Zamawiając klaczkę wybrałam sobie jasno siwą maść, która moim zdaniem świetnie się na niej prezentuje i tak bardzo kojarzy z arabami. 

Do modelu dołączony był certyfikat z numerem i autografem autorki. 


sobota, 2 sierpnia 2014

Manuk.

Moje figurkowe stado znów się powiększyło i to o przedstawiciela ulubionej rasy czyli achałtekińca. Tym razem źrebaczka doczekała się Moroshka.

Maluch, który od razu podbił moje serce, został wykonany przez Dark Pegasus Studio i jest customem modelu Heartbreaker firmy Breyer. Swój bardzo achałtekiński typ uzyskał poprzez usunięcie grzywy oraz zmianę profilu głowy i kształtu szyi. Dodatkowo autor zmienił mu ustawienie uszu.
Źrebak otrzymał ciemno jelenią maść a na świat patrzy pięknymi niebieskimi oczami. Dużo uroku dodaje mu też różowa odmiana na chrapkach.
Malowanie jest bez zarzutu. Bardzo naturalne cieniowanie, świetne przejścia przy odmianach i po mistrzowsku pomalowane kopytka dały moim zdaniem rewelacyjny efekt.
Manuk od razu stał się jednym z moich pupili.



niedziela, 25 maja 2014

Robótki ręczne.

Już jakiś czas temu dojrzałam, żeby trochę te moje konie "poubierać". Zaczęło się od tego, że bardzo nie podobała mi się głowa Hicksteada i postanowiłam troszkę ukryć jej mankamenty. Niestety nie czułam się jeszcze na siłach aby stworzyć coś własnego więc ochoczo popędziłam na Ebay, Zakupiłam tam 3 kantary i jedno ogłowie.








Pierwsze wrażenia? Jakie to malutkie... Nawet założenie na konia sprawiało mi duży problem więc własnoręczny wyrób wydawał mi się coraz bardziej niemożliwy. Do czasu.
Pewnego dnia zakupiłam parę kolorowych rzemyków i tasiemek, trochę kóleczek i miniaturowych karabińczyków i najważniejsze - zestaw różnych akcesoriów, m.in. sprzączek i kiełzn, dla skali classic i traditional. Tak mnie to zainspirowało, że postanowiłam jednak spróbować.
Na razie odważyłam się głównie na kantary, bądź co bądź najprostsze do wykonania.
1. Granatowy kantar dla Ravela, wykonany ze skóropodobnego rzemyka szer. 3 mm.


2.  Beżowy kantar dla Ranvira, z pomponami.


3. Seledynowy kantar z futerkiem, dla Marcepana.


W planach są oczywiście ogłowia, a nawet siodła, ale to jeszcze odległe czasy. Chociaż...
Zrobiłam jedno ogłowie wzorowane na znalezionych w necie uzdach dla mojej ulubionej rasy, czyli konia achał-tekińskiego. Nie jest idealne i brak mu jeszcze wodzy, ale niech tam. Pierwsze koty za płoty.

wtorek, 6 maja 2014

Coś na biurko.

Od zawsze marzyła mi się fajna figurka z brązu do postawienia na biurku. Niestety albo jakość wykonania mi nie odpowiadała i trudno było dopatrzeć się w niej konia, albo była piękna ale nieosiągalna pod względem ceny.
Niedawno trafiłam jednak na fajne figurki wyglądające jak z brązu ale sporo tańsze. Okazało się, że są one wykonane metodą zimnego (cokolwiek to znaczy) odlewu z żywicy z dodatkiem proszku brązowego. Efekt jest niesamowity i nie różni się za bardzo od oryginalnych metalowych.
Moja zdobycz przedstawia klacz ze źrebięciem, przy czym oba konie wyglądają jakby były czymś zaniepokojone. Autorem rzeźby jest David Geenty, uważany za jednego z czołowych europejskich rzeźbiarzy koni, którego prace można oglądać m.in. w Muzeum Historii Wyścigów w Kentucky oraz pewnie na półkach wielu kolekcjonerów i zdobywców laurów w zawodach jeździeckich bo można je kupić również w takiej formie.




sobota, 19 kwietnia 2014

Wesołego Alleluja!

Najserdeczniejsze życzenia na zbliżające się święta Wielkanocne. Dużo zdrowia, radości, pogody ducha, 
smacznej święconki i mokrego poniedziałku!


sobota, 15 marca 2014

Basia - rudowłosa amazonka.

Myślałam, że lalka nigdy nie zagości w mojej kolekcji bo przecież zbieram konie i tylko konie, a lalki nie interesowały mnie nawet w dzieciństwie. No cóż, powiedzenie "nigdy nie mów nigdy" jest jak najbardziej słuszne. Zaczynam powoli dojrzewać do tworzenia dioram i fotografowania figurek w różnych scenkach a do tego konieczne będą również postacie ludzkie.
Pierwszą, która trafiła do mojej kolekcji jest breyerowska amazonka w stroju ujeżdżeniowym, nazwana przeze mnie Basią.

Jest to lalka w skali traditional o wysokości 8" czyli bez cylindra mierzy 20,5 cm. To sporo, ale przy dużych koniach, takich jak np. Mistral Hojris, wygląda OK.

Jak widać na zdjęciu ubrana jest w strój obowiązujący na zawodach ujeżdżeniowych, który wykonany jest bardzo starannie, estetycznie i realistycznie. Jedynie cylinder jest moim zdaniem trochę przyduży i wygląda jak garnek. 

Basia bardzo mi się podoba, ma ładną twarz, piękne zielone oczy, długie rude włosy, a piegi dodają jej wiele uroku. Początkowo miała zbyt długą grzywkę, którą troszkę przycięłam, musiałam też nieco uporządkować fryzurę ale teraz całość sprawia miłe wrażenie.


Teraz jeszcze muszę jakimś cudem ubrać ją w bardziej "cywilne" ciuchy żeby mogła uprawiać również inne dyscypliny jeździeckie a także pojeździć sobie treningowo i rekreacyjnie. 
Nie wiem tylko jak to zrobić, mając dwie lewe ręce do szycia...?

niedziela, 16 lutego 2014

Mój pierwszy model Artist Resin - Sir Lancelot.

Moja przygoda z figurkami koni weszła ostatnio na wyższy poziom. Oto w piątek stałam się szczęśliwą posiadaczką pierwszej mojej żywicznej AR-ki. Jest to model w skali Little Bits wykonany przez amerykańskiego artystę Chrisa Jolly, przedstawiający młodego ogiera rasy Gipsy Vanner. Jednocześnie figurka jest customem zrobionym przez samego autora z modelu O'Doulle, który jest odświeżonym i poprawionym nieco Kenwotrh'em.
Tu link do galerii Chrisa Jolly: http://www.modelhorsegallery.info/J/Jolly/CJhome.html
A tu do strony autora i jego studia: http://www.jahleedesigns.com/resins.asp
 Sir Lancelot, bo takie nadałam mu imię, zauroczył mnie od pierwszego spojrzenia, mimo nie najlepszej fotki na stronie aukcji. Sprawiła to jego dumna postawa, wyrażająca zarówno wielką siłę jak i ogromny spokój i zrównoważenie, tak charakterystyczne dla koni zimnokrwistych. Po za tym ujęło mnie przepiękne malowanie, gdzie gniade plamy są tak wycieniowane, że sprawiają wrażenie naturalnej końskiej sierści. Resztę mogłam ocenić dopiero trzymając figurkę w dłoniach. Nie zawiodłam się. Rzeźba jak na tą skalę jest bardzo dokładna, a te wszystkie zmarszczki czy fałdki powodują u mnie szybsze bicie serca, jak wtedy gdy dotykam żywego konia. Jedyne do czego mogłabym się leciutko przyczepić to proporcje w odniesieniu do rasy jaką ma przedstawiać. Moim zdaniem jak na Gipsy Vannera ma zbyt długie nogi. Z tym jednak dość szybko sobie poradziłam, zmieniając mu rasę na Drum Horse'a. Tym osobom, dla których ważne są wszystkie szczegóły, pewnie nie spodobało by się również to, że koń nie ma wyrzeźbionych strzałek w kopytach a ogon i tylne nogi stanowią jedną całość. Mnie to jednak zupełnie nie przeszkadza bo jak figurka stoi to nie jest to widoczne, a bardzo dokładne malowanie powoduje, że również ogon wygląda naturalnie. Jak dla mnie mógłby być tylko trochę krótszy i nie wlec się po ziemi ale rozumiem, że taka to już uroda tych mocno owłosionych ras. A teraz pora na fotki.